Będzie książka o życiu Ireny Jarockiej w USA

 

Zosia Zeleska-Bobrowski i Irena Jarocka.

Zosia Żeleska-Bobrowski i Irena Jarocka

W codwutygodniowej audycji z Danutą Świątek i Marcinem Filipowskim w Polskim Radiu 910 AM WRKL w Pomonie, NY,  18 lutego gościły pisarka Volga Yerafeyenka i znana fotograf nowojorska Zosia Żeleska-Bobrowski. Tematem spotkania była  Irena Jarocka i powstająca o niej książka,  która opowiada o życiu  artystki w USA w latach 1990-2007. Książka ukaże się w Polsce pod koniec 2016 roku. Obecnie Yerafeyenka zbiera informacje o popularnej piosenkarce wśród Polonii amerykańskiej.

Zapraszamy do wysłuchania audycji:

http://www.polskieradio.com/news_det.aspx?id=104042&kat=83

 

Volga Yerafeyenka, urodzona na Białorusi, odpowiada na pytanie: 

Jak imigranckie doświadczenie Ireny Jarockiej, o której pisze książkę, pomaga jej w swoim imigranckim życiu w Polsce?

Przyjechałam do Polski turystycznie w 2007 roku, nastawiając się, iż potrwa to najdłużej rok. Zostałam i mieszkam tu do dziś. Przyjechałam nie z powodów zarobkowych albo, żeby studiować. Też miałam, jak mi się wydaję, podobny dołek, załamanie, jak pani Irena na początku swego długiego pobytu w Stanach. Może miałam go nie od razu, chyba dopiero po dwóch latach. Wiem, co oznacza do bólu tęsknić za swoją tradycją narodową, za swoim językiem i bezmiernie się cieszyć, kiedy go gdzieś przypadkiem usłyszysz, za smakiem (chodzi o kuchnię) ojczyzny. Wiem, jak to drażni, kiedy o twoim domu rodzimym mówią (zwyczajnie z braku aktualnej i obiektywnej wiedzy) jak o jakimś gorszym gatunku lub w ogóle stale mylą z czymś innym. Wiem, gdyż to wyczułam w swoim przypadku i nadal to wyczuwam.

Ktoś kiedyś powiedział, iż ten, kto raz w życiu się zdecydował na emigrację, zostaje emigrantem na całe życie. Zgadzam się. Wiem, bo też to przeszłam i nadal przechodzę. Wiem, jak to jest być odbieraną u siebie jako zagraniczna, a w tamtej zagranicy też pozostawać obcokrajowcem. I żadne obywatelstwo tego nie jest w stanie zmienić do końca. Wiem i widzę, raczej wyczuwam, to samo w osobie pani Ireny Jarockiej w okresie od 1989 roku do końca życia.

Pisząc i zbierając materiał o pani Irenie z okresu jej imigracji, podświadomie szukam i odnajduję, pomocnych podpowiedzi oraz bezpośrednich odpowiedzi na to, jak mam przezwyciężyć podobny imigrancki dołek. Jak siebie nie zagubić lecz coś z tego pozytywnego wynieść, doświadczyć. W końcu  wszystko jest po coś. Nerwy i załamanie się nic na dobre nie zmienią. Obraza  to jest ślepy zaułek. Jeśli chcemy coś zmienić, musimy zacząć od siebie. Musimy się nauczyć bezwarunkowej miłości do wszystkiego naokoło. Dopiero wtedy możemy być szczęśliwi w każdej kropce Ziemi, ale najlepiej  w domu. I przy tym wszystkim pamiętać, iż jedynie bezzwrotny kredyt zaufania i dobra potrafi się zwrócić z największym oprocentowaniem do kredytodawcy.

Tego się właśnie uczę od pani Ireny Jarockiej. Warto, mimo, że nie idzie to szybko i tego szukam we wspomnieniach o niej z okresu jej imigracji. Sumując, interesuje mnie każde, nawet jednozdaniowe  wspomnienie o Jarockiej od 1989 roku zaczynając, gdyż każda całość składa się z drobiazgów. Bardzo proszę państwa o wspomnienia (nawet przypadkowe) o Pani Irenie Jarockie. Mój e-mail: mahorka@o2.pl

Zosia Żeleska-Bobrowski, która wielokrotnie fotografowała Irenę Jarocką, tak wspomina artystkę:

Kilkakrotnie asystowałam Irenie w garderobach przed występami, obserwując jak się maluje. Makijaż robiła perfekcyjnie, pokazując jak zamaskowuje bliznę na twarzy, po przebytym wypadku samochodowym. Doskonale znała swoją twarz i umiała pięknie wydobyć i podkreślić urodę swoich oczu i ust. Pierwszy raz pozwoliła mi się fotografować tylko przez 5 minut, żeby jej nie dekoncentrować. W czasie póżniejszych koncertów, kiedy już się dobrze znałyśmy, była mniej skrępowana i pozwalała mi się fotografować.

Mówiła mi, że było jej ciężko po przyjeżdzie do Stanów, bo wtedy jeszcze nie występowała. Ale była szczęsliwa, gdyż bardzo kochała swojego  męża Michała i córeczkę Monikę. Rodzina była dla niej najważniejsza. W życiu prywatnym Irena była osobą bardzo skromną, nie lubiącą się wyróżniać, natomiast na scenie lubiła oryginalne stroje. Była osobą z dużą klasą. Wzór urody i stylu. Skromna i kulturalna. Piękna i pełna ciepła wewnętrznego. Szanowała bardzo swoją publiczność. Mogę powiedzieć, że była osobą piękną wewnętrznie i zewnętrznie.

Danuta Świątek

Zdjęcie: Eugeniusz Bobrowski

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

%d bloggers like this: