Blog dla wszystkich wielbicieli książek dla dzieci

Klasyka Mlodego Czytelnika

Klasyka Młodego Czytelnika – blog dla wielbicieli książek dla dzieci

Rozmowa z 32-letnią Edytą Olejnik z Łodzi, która pracuje w redakcji naukowego czasopisma, ale obecnie jest na urlopie wychowawczym, założycielką blogu poświęconego książkom dla młodych czytelników www.klasykadlamlodych.blogspot.com

Jak narodził się pomysł na blog poświęcony Klasyce Młodego Czytelnika – www.klasykadlamlodych.blogspot.com?

Zawsze uwielbiałam czytać literaturę dla dzieci. Już w dzieciństwie byłam prawdziwym molem książkowym, pochłaniałam wszystko, co wpadło mi w ręce, a wpadało w nie sporo klasyki. Wychowywałam się na „Kubusiu Puchatku”, „Mary Poppins”, „Misiu Paddingtonie”, „Małej księżniczce” i wielu innych. Swoje egzemplarze czytałam po wielokroć, niemal znałam na pamięć i do dziś mam do nich ogromny sentyment. Wydaje mi się, że dziecko, które nie ma okazji zetknąć się z fantastycznymi literackimi światami i bohaterami, traci część magii dzieciństwa.

Ale pani upodobanie do literatury dla dzieci wcale nie przeszło?

Zgadzam się z mottem, które zamieściłam na blogu „Tak naprawdę wszystkie dobre książki dla dzieci są też książkami dla dorosłych.” (Ulf Stark) – dobra książka to zawsze dobra książka, nieważne, ile lat ma odbiorca. Pożałowałam, że tyle dobrych powieści przeszło mi w dzieciństwie koło nosa i postanowiłam nadrobić braki. Napisałam na swoim „dorosłym” blogu (Jedz, tańcz i czytaj – jedztancziczytaj.blogspot.com) o tym, że zamierzam stworzyć listę klasyki dziecięcej, którą chcę przeczytać, a wtedy odezwało się kilka osób zainteresowanych tym pomysłem. Matką chrzestną Klasyki Młodego Czytelnika jest Agnesto z bloga Agnestariusz (agnestariusz.blogspot.com), która jako pierwsza zaproponowała, by stworzyć osobny blog, na którym wielbiciele starej literatury dla dzieci mogliby zamieszczać recenzje. Kilka miesięcy potrwało zanim to wirtualne miejsce rzeczywiście powstało – ja tworzyłam „listy lektur”, a mój mąż, który pięknie rysuje – oprawę graficzną bloga.

Dla kogo jest skierowany pani blog?

Dla wszystkich wielbicieli literatury dla dzieci, bez względu na to, czy mają lat 10 czy 110. Dla młodych czytelników będzie to przewodnik po świecie literatury tworzonej dla nich przez kilkaset lat. Dojrzali czytelnicy będą mieli szansę na powrót do lat dzieciństwa. Sporo jest komentarzy w stylu „Ach tak, pamiętam, to była moja ulubiona książka!”

Edyta Olejnik

Edyta Olejnik

O jakich książkach można się dowiedzieć?

 

Na blogu omawiamy przede wszystkim powieści oraz baśnie. Nie zajmujemy się poezją, za to od niedawna można także recenzować „klasyczne” komiksy. „Klasyka” jest na blogu pojęciem względnym i bardzo pojemnym. Oznacza po prostu stare książki dla młodych czytelników – na tyle dobre, że nie zaginęły w mroku czytelniczych dziejów (to jedyny wyznacznik ich doboru). Korzystając z niezmierzonych zasobów Internetu spisałam listy lektur, nadal otwarte i stale uzupełniane – znajdują się w zakładkach bloga. Obejmują one około 400 lat dziejów książki dla dzieci, począwszy od XVII wieku, kiedy zaczęły powstawać pierwsze utwory przeznaczone dla młodego czytelnika, aż po lata 80. XX wieku. Znajdują się na nich tacy giganci literatury dziecięcej, jak A.A. Milne czy Astrid Lindgren, ale również autorzy kiedyś popularni, a dziś niemal zapomniani (jak Maria Kownacka, której liczne książki już pod koniec życia pisarki zaczęły być uznawane za „archaiczne” ) lub też dobrze znani w krajach macierzystych, ale w Polsce słabo lub wcale (wiele jest książek, których pierwsze tomy wydano w Polsce, ale dalsze już nie, dobrym przykładem jest bardzo płodna pisarka angielska Enid Blyton, która napisała kilkaset książek, a po polsku można znaleźć chyba pięć, a i to z trudem ). Uwzględniałam jednak przede wszystkim pozycje, które doczekały się polskich przekładów.

Na pani blogu recenzje piszą różni rodzice? Ile osób z panią współpracuje?

Do współudziału zgłosiło się jak dotąd 25 osób. Nie wszyscy są rodzicami! Po prostu lubią czytać literaturę dziecięcą.

Kto może dołączyć się do pani grona recenzentów?

Każdy, jeśli tylko uwielbia stare książki dla dzieci, chce je czytać i opowiadać o nich innym. Wystarczy zgłosić się w komentarzu w zakładce „O blogu”.

Jaki jest pani zdaniem rynek książki dla młodego czytelnika?

Od początku XXI wieku rynek książki dla dzieci w Polsce zaczął rozkwitać. Powstało sporo małych wydawnictw, które specjalizują się w tego typu literaturze i wydają naprawdę fantastyczne rzeczy, zarówno pod względem treści, jak i formy, przepięknie ilustrowane, zarówno przez ilustratorów polskich (np. książki o Pożyczalskich Mary Norton ilustrowane przez Emilię Dziubak), jak i zagranicznych (cieszą mnie bardzo wydania z ilustracjami Roberta Ingpena i Roberto Innocentiego). Warto wspomnieć o takich wydawnictwach, jak Dwie Siostry, Zakamarki, Muchomor, Babaryba, Eneduerabe, Entliczek, Bajka czy Hokus. Oprócz nowości wydawane są też piękne wznowienia klasyki dziecięcej, co zainspirowało mnie do stworzenia na blogu nowego cyklu „Klasyka Pięknie Wydana”, w ramach którego zostaną opisane najładniejsze obecnie wydawane „klasyki”. Przyznaję, że jestem bardzo wrażliwa na wizualne piękno książki. Treść jest oczywiście najważniejsza, ale jeśli ta treść zostanie przyobleczona w piękną formę, to przyjemność obcowania z książką jest zwielokrotniona.

Najsłabiej, moim zdaniem, wypadają książeczki tekturowe, przeznaczone dla najmłodszych czytelników. Tych ładniejszych trzeba szukać na stronach dobrych wydawnictw, bo księgarnie zalane są tandetą, estetycznymi koszmarkami. Twórcy sądzą chyba, że dla takiego małego dziecka nie ma sensu się wysilać, przecież nie powie, że mu się nie podoba, zresztą zaraz zużyje do masażu swędzących przy ząbkowaniu dziąsełek. A rodzic i tak kupi, bo książeczka wydana byle jak ma tę zaletę, że jest tania. Wiele razy zdarzyło mi się przerzucić trzy pudła książeczek w księgarni i wyjść z pustymi rękami.

Z blogu dowiedziałam się, że pani ma małą córeczkę. Ile teraz ma lat i co pani jej czyta?

Moja córeczka właśnie skończyła roczek. Ma już pokaźny zestaw własnych książeczek, zarówno tych do czytania obecnie, jak i tych kupowanych przeze mnie z myślą o przyszłości. Przyznaję, że nie umiem oprzeć się pięknym książkom dla dzieci, więc biblioteczka rozrasta się w zastraszającym tempie. Na razie czytamy głównie wierszyki, z klasyków, rzecz jasna, Brzechwę, Tuwima, Chotomską, Konopnicką, Fredrę i innych. Eliza uwielbia słuchać rytmicznego tekstu. Oczywiście czytamy też współczesną twórczość – słuchaczkę najbardziej radują teksty o zwierzątkach.

Wasza ukochana rodzinna książka?

Chyba jeszcze za wcześnie na taką. Córa zmienia swoje preferencje co kilka dni, ostatnio na topie jest książeczka pt. „Spacer” Łukasza Łęckiego – o żuczkach. Domaga się czytania jej co najmniej dwadzieścia razy na dzień. Rodzice za to uwielbiają serię o Pomelo autorstwa Ramony Bădescu i Benjamina Chauda za cudowny abstrakcyjny humor.

Sądząc po pani blogu, mogę domyślać się, że czytanie w pani domu jest tak naturalne jak pokarm dla organizmu.

Nie wyobrażam sobie życia bez czytania książek. Książka jest portalem, który przenosi nas w inne światy, pozwala przeżyć to czego nigdy nie przeżylibyśmy w rzeczywistości, jest relaksem, rozrywką i źródłem wiedzy, łatwo dostępnym, a często darmowym (dzięki bibliotekom). Nie mogę uwierzyć, że ktokolwiek dobrowolnie pozbawia się takiej frajdy. Nasz dom jest wypchany książkami, choć staram się zapanować nad chaosem i pozbywać się tych przeczytanych – zostają tylko ulubione (niestety kategoria „ulubionych” jest szalenie pojemna i liczy pewnie ponad tysiąc pozycji). Czytam ja, czyta mąż, czytamy sobie nawzajem na dobranoc, czytamy dziecku – i nasze dziecko też na pewno będzie czytać.

Gratuluję pomysłu i życzę bardzo wielu współpracowników, i czytelników.

Rozmawiała: Danuta Świątek

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

%d bloggers like this: