Rozmawiać po polsku, nie znaczy lekceważyć innych!
Rozmowa o wychowaniu dzieci wielojęzycznych z 43-letnią DOROTĄ CHEN-WERNIK, która mieszka na Tajwanie od 2002 roku i jest matką 16-letniej Zosi, 11-letniego Jasia i 3.5 rocznej Ani. Pani Dorota skończyła sinologię na Uniwersytecie Warszawskim. W Wielkiej Brytanii studiowała w Montessori Centre International.
xxx
– Wielojęzyczność pani dzieci jest powodem do dumy, ale czy czasami jest też dla pani stresująca? Trzeba przecież stawiać wyzwania przed dziećmi i pilnować nauki języków.
– Moje dzieci, Zosia i Jaś, swobodnie posługują się w mowie trzema językami – polskim, chińskim-mandaryńskim i angielskim. Zosia również czyta i pisze w tych trzech językach. Jaś nadal uczy się pisania i czytania po chińsku. Ponadto Zosia także mówi po tajwańsku (dialekt języka chińskiego, z grupy języków min nan), Jasiek rozumie ten język, ale nie za bardzo chce w nim mówić. Oboje rozumieją i konwersują po japońsku. Mała Ania jest w naszej rodzinie od pół roku i dopiero zaczyna uczyć się polskiego i angielskiego, jak na swój wiek świetnie mówi już po chińsku. Wielojęzyczność moich dzieci jest powodem do olbrzymiej dumy i radości. Jedyne co mnie stresuje i denerwuje, to uwagi rodziny mojego męża na temat wielojęzycznego wychowania naszych dzieci. Im dzieci starsze, tym częściej w miejscach publicznych, przy tajwańskich dziadkach i ciotkach, zwracają się do mnie po polsku. Dla nich jest to zupelnie naturalne i nie robią tego, by zrobić rodzinie na złość, ale po prostu dlatego, że ja zawsze do nich mówię po polsku. Do niedawna rodzina nie miała z tym problemów, teraz jednak coraz częściej zwracają mi uwagę, bym mówiła do dzieci po chińsku. Na szczęście, mąż stoi po mojej stronie i stara się wytłumaczyć swojej rodzinie, że rozmowa po polsku nie oznacza, że ich lekceważymy i obmawiamy. Gdy jesteśmy w Polsce i mąż rozmawia z dziećmi po chińsku przy moich rodzicach, nikt nie robi z tego afery.
Po dołączeniu Ani do naszej rodziny, teściowie i szwagierki są jeszcze bardziej oburzeni, że staram się ją od razu nauczyć polskiego i że zwracam się do niej po polsku, a nie po chińsku.
Jest to wyjątkowo stresująca sytuacja, w której na pewno znajduje się niejeden polski rodzic, mieszkający i wychowujący dzieci w kraju małżonka.
– A jak z ukierunkowaniem nauki języków?
– Gdy dzieci były małe, w czasie jazdy samochodem, często zaczynały rozmawiać między sobą po chińsku, ja jednak konsekwentnie nakierowywałam je na polski, mówiąc: “Nie ma z nami taty, więc proszę byście rozmawiali po polsku”. Zosi polski przyszedł dużo łatwiej, Jaś długo nie chciał mówić po polsku. Jednak, gdy miał 5 lat “wrzuciłam” go na miesiąc do małego przedszkola w Warszawie i tak po miesiącu moje dziecko przestawiło się na polski i od tego czasu nie ma żadnych problemów z polskim, mówi bardzo chętnie w tym języku.
Zosia z kolei, gdy mieszkaliśmy w UK, nie chciała mówić po chińsku. Po przeprowadzce na Tajwan (miała 4 lata), w ciągu 2-3 miesięcy zaczęła swobodnie posługiwać się tym językiem.
Ciekawie przedstawiała się również sytuacja z angielskim Jasia, wiedziałam, że wszystko rozumie, ale nie chciał mówić do mnie, ani do męża, w tym języku. Gdy miał, chyba 4-5 lat, na nartach w Japonii jeździł z dziećmi z Australii i wtedy “rozkręcił” mu się język i zaczął swobodnie mówić po angielsku. Teraz mam nowe wyzwanie – nauczyć polskiego i angielskiego małą Anię, która do trzeciego roku życia, nie słyszała żadnego innego języka poza chińskim (i hakka – jeden z dialektow chińskich). Po sześciu tygodniach spędzonych z dziadkami w Polsce, Ania rozumie już naprawdę bardzo dużo, zaczęła też mówić po polsku. Są to nie tylko pojedyncze słowa, ale i całe zdania. Widać, że potrzebne jest odpowiednie środowisko i bodźce, by dzieci zrozumiały do czego jest im potrzebny kolejny język. Gdy nie mają z kim rozmawiać w danym języku to siłą rzeczy, nie będą widziały potrzeby nauki tego języka. Tak więc należy dzieciom stwarzać jak najwięcej okazji do “używania” np. języka polskiego.
– Jak pani zaczynała uczyć dzieci języków? Który był pierwszy?
– Nauka języków moich dzieci odbywa się naturalnie, bez specjalnych lekcji, przymusów i nakazów, bez uczenia się na pamięć słówek i pisowni. Od samego początku, ja mówiłam do dzieci po polsku, a mąż po chińsku-mandaryńsku. Do czwartego roku życia, Zosia mieszkała w anglojęzycznych krajach (USA i UK), więc siłą rzeczy, językiem otoczenia był angielski. W domu z mężem również rozmawiamy po angielsku, jednak do dzieci w swoich językach. Od najmłodszych lat czytałam dzieciom w dwóch językach, a mąż w trzecim, bo chociaż znam chiński dość dobrze, to wolałam, by tatuś zajął się tym językiem. W domu gra polska muzyka: najpierw były to piosenki dziecięce, później Turnau, Grechuta, Kaczmarski, a nawet Kabaret Starszych Panów. Teraz codziennie przygrywa nam Polskie Radio. Mamy też całą kolekcję DVD po polsku – od Misia Uszatka, Pszczółkę Maję, przez Smerfy, do polskiej wersji francuskiej serii Alberta Barille (Było sobie życie, Byli sobie wynalazcy, Był sobie człowiek, itp). Tak więc polski jest i był bardzo ważny w naszym domu. Jaś miał kłopoty z czytaniem, ale uwielbiał słuchać polsko i angielskojęzycznych audiobooków. Wiele z nich zna już na pamięć. Angielski rozwijał się równolegle, ucząc dzieci w domu, używam wielu angielskojęzycznych książek – Usborne, DK. Większość gier edukacyjnych na komputerze też jest po angielsku. Dzieci najpierw zaczynały czytać po angielsku, gdyż większość materiałów do nauki czytania miałam po angielsku.
– A jak z chińskim?
– Chiński rozwija się siłą rzeczy sam, jesteśmy zewsząd otoczeni tym językiem. Dzieci chodzą na wiele zajęć popołudniowych (muzyka, taniec, zajęcia sportowe i plastyczne), wszędzie tam mają kontakt z chińskojęzycznymi rówieśnikami. Te trzy języki rozwijają się równocześnie. Do tego dochodzi japoński, od wielu lat zimą spędzamy jeden miesiąc na nartach w Japonii. Nie mieszkamy w olbrzymich hotelach, gdzie można się porozumiewać po angielsku, a w B&B, w małych miejscowościach. Chcąc nie chcąc, dzieci wsłuchują się w japoński i nawiązują znajomości z japońskimi dziećmi i w ten sposób poznają kulturę i język. Do tego dochodzi jeszcze język rodziny męża, tajwański. Dziadkowie czasami mówią w tym języku do dzieci, ale jak na razie tylko Zosia odpowiada im po tajwańsku. Języka tego używa się głównie w mowie, nikt nie uczy się pisania lub czyatnia po tajwańsku.
W tym roku chcemy, by dzieci podszkoliły się w japońskim, poznały alfabety japońskie, a Zosia zamierza zacząć uczyć się hiszpańskiego (zobaczymy co z tego wyjdzie, bo ani mąż, ani ja nie znamy tego języka, a nie jest tu łatwo znaleźć nauczycieli języka hiszpańskiego).
– Jak doświadczenia z nauką pierwszego dziecka, wpływały na naukę kolejnych dzieci?
– Po Zosi widziałam, że da się nauczyć dzieci wielu języków i że można to robić naraz, a nie czekać, aż jeden język będzie dominujący. Czasami słyszałam od innych osób “dobre rady”, by dzieci najpierw nauczyć “porządnie” jednego języka i później zacząć wprowadzać drugi, nigdy jednak nie brałam tych rad do serca. Nie przejmowałam się też, że jako trzylatek, Jasiek prawie w ogóle nie mówił, dałam mu czas na poukładanie sobie w głowie tego, co słyszy.
– Jak pierwsze dziecko było pomocne w nauce języków dla pani drugiego i trzeciego dziecka?
– Ponieważ Zosia jest 5 lat starsza od brata, więc mogłam jej wytłumaczyć, by mówiła do Jasia po polsku (gdy nie było z nami męża). Teraz, gdy doszła do nas Ania, starsze dzieci chętnie uczą ją polskiego i angielskiego. Jaś czyta jej po angielsku, Zosia po polsku.
– Na co narzekają pani dzieci, gdy uczą się kilku języków?
– Dzieci narzekają jedynie na … chiński. Nie lubią czytać i pisać w tym języku, wolą polski i angielski, chociaż mieszkamy od lat w chińskojęzycznym kraju. Nie jest to problem jedynie moich dzieci. Dzieci z innych, znanych nam rodzin mieszanych, (amerykańsko-tajwańskich) też wolą posługiwać się angielskim.
– W ilu językach mówi pani i mąż?
– Ja swobodnie posługuję się polskim, angielskim i chińskim-mandaryńskim. Biernie znam również rosyjski i francuski. Mój mąż, Tim, zna świetnie angielski, chiński-mandaryński i tajwański, a także dogaduje się i czyta w języku japońskim.
– W jakim języku mówicie przy stole?
– Przy stole posługujemy się mieszanką trzech języków: ja zwracam się do dzieci po polsku, mąż po chińsku, a dzieci odpowiadają, w którym chcą języku. Jednak ponieważ mąż tylko w minimalnym stopniu rozumie język polski, więc często przestawaimy się na angielski i chiński. Wybór języka często zależy też od tematu, na który rozmawiamy. Jeśli rozmawiamy o nowościach techniki, to wybieramy angielski, a jeśli planujemy wyjazd do Polski, to polski. O codziennych sprawach mówimy mieszanką angielsko-chińską. Zaznaczam jednak, że chiński pojawia się przy stole tylko i wyłącznie, gdy obecny jest mój mąż.
– Czy czyta pani po polsku swoim dzieciom?
– Prawie codziennie czytam im po polsku. Od najmłodszych lat czytam dzieciom i po polsku, i po angielsku. Co roku z Polski wysyłam na Tajwan 20-30 kg książek, przez lata zgromadziłam niezłą biblioteczkę. Chociaż dzieci są już duże, to nadal czytamy na głos i bardzo to lubimy.
– Jak duża jest polska społeczność w okolicy, w której pani mieszka? Czy macie ze sobą kontakty?
– Polaków na całym Tajwanie jest chyba nieco ponad 200 osób. Są to jednak głównie studenci, którzy przyjeżdżają tu na rok lub dwa. Coraz więcej jest rodzin mieszanych i coraz więcej dzieci polsko-tajwańskich. Z mężem jesteśmy, chyba najstarszym stażem, małżeństwem polsko-tajwańskim, mieszkającym na Tajwanie (17 lat), a Zosia jest najstarszym mieszanym dzieckiem. Większość rodzin polsko-tajwańskich i polskich mieszka w okolicach stolicy Tajwanu, Taipei. Znam większość z nich i często się z nimi kontaktuję. Spotykamy się raz lub dwa razy w miesiącu na lunchu. A z okazji świąt (polskich, bądź tajwańskich), urodzin dzieci lub też, bez okazji, w naszych domach. Nasze dzieci znają się i “kolegują się”. Oczywiście dzieci spotykały się znacznie częściej, gdy były małe i nie chodziły do szkół. Teraz na nasze spotkania przychodzi kolejne pokolenie maluchów, plus trójka moich dzieci.
– Czy jest polska sobotnia szkoła?
– Niestety, nie ma na Tajwanie polskiej szkoły. Wszystkie polskie koleżanki oglądają się na mnie i mają nadzieję, że ja kiedyś zajmę się nauczaniem ich dzieci polskiego.
– Ukochana pani polska książka? Ulubiona polska książka przez pani dzieci?
– Nie mam ukochanej książki, ostatnio dużo czytam biografii: “W ogrodzie pamięci” Joanny Olczak-Ronikier, “Wspomnienia wojenne” Karoliny Lanckorońskiej, “Stuhrowie – historie rodzinne” Jerzego Stuhra (mój ulubiony aktor!), “Gustaw i ja” Magdaleny Zawadzkiej, “Danuta Wałęsa – Marzenia i tajemnice”. Na nowo zaczytuję się w Joannie Chmielewskiej i Małgorzacie Musierowicz (podsuwam te lektury córce) i w Grocholi. Mój syn zakochany jest w “Panu Samochodziku”.
Córka natomiast czyta wszystko, uważa, że polska literatura młodzieżowa jest najlepsza na świecie (!). Tak więc są to m. in. “Felix, Net i Nika” Rafała Kosika, “Ala Makota” Małgorzaty Budzyńskiej, “110 ulic” i “220 linii” Małgorzaty Gutowksiej-Adamczyk, a także książki Agaty Mańczyk, Renaty Opala i Katarzyny Majgier. Razem czytamy Makuszyńskiego i Sienkiewicza.
– Czego pani brakuje na Tajwanie?
– Najbardziej brakuje mi moich rodziców i przyjaciół z Polski, a także spacerów po lesie.
– Dziękuję za rozmowę i życzę częstych kontaktów z rodziną.
Danuta Świątek
Leave a Reply